Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem: moja wina, moja wina, Choć nie zawsze widzimy natychmiastowe rezultaty naszych modlitw, to wiemy, że są one zawsze wysłuchane przez Boga. Właśnie dlatego modlitwa do świętych, takich jak św. Anna, jest tak cenna. Często jest to także okazja do osobistego rozwoju duchowego, uczenia się cierpliwości i zaufania Bogu. Kiedy zwracać się do św. Anny? Modlitwa o odpuszczenie grzechów lekkich w czasie mszy świętej. Modlitwa odmawiana wspólnie przez wszystkich wiernych Kościoła Katolickiego na mszy świętej, której celem jest uzyskanie odpuszczenia grzechów lekkich, powszednich, których dopuszczamy się na co dzień, brzmi następująco: Spowiadam się Bogu wszechmogącemu Wobec znacznego zróżnicowania lokalnych formuł tej modlitwy, synod w Rawennie w 1314 roku zezwolił na wymienianie w Confiteor oprócz imienia Bogarodzicy jedynie imion Michała Archanioła, Jan Chrzciciela oraz apostołów Piotra i Pawła: "Spowiadam się Bogu wszechmogącemu, najświętszej Marii zawsze Dziewicy, świętemu Michałowi I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania”. Oto słowo Boże. Wszyscy odpowiadają: Bogu niech będą dzięki. Modlitwa przed łamaniem się opłatkiem. Ojciec: 58 W mszale modlitwa ta brzmi następująco: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu, / Najświęt- szej Maryi zawsze Dziewicy, / świętemu Michałowi Archaniołowi, / świętemu Janowi Chrzcicielowi, . Grzech to moja prywatna sprawa? Niezupełnie. Najbardziej ukryty zawsze przecież ma wymiar społeczny. Najważniejsze jednak, bym nie zgrywał świętoszka. Liturgia Mszy świętej przewiduje różne warianty aktu pokuty. Dłuższe, krótsze. Bardziej i mniej głębokie. Najpiękniejszy jest chyba ten odmawiany najczęściej. Rozpoczynający się od słów „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu…” Że spowiadam się Bogu, to nic dziwnego. Zawsze przecież staję przed Nim jako grzesznik. Zawsze jako ten, któremu większe czy mniejsze winy trzeba przebaczyć. Znamienne jednak, że spowiadam się także ludziom: „i wam bracia i siostry”. Można wzruszyć ramionami i powiedzieć, że każdy grzech, nawet najbardziej ukryty, ma wymiar społeczny. Dlatego potrzebuje także wybaczenia ze strony innych ludzi. Ale jest w tym zdaniu „Spowiedzi powszechnej” coś więcej. Wymawiając je nie tyle wyznaję ludziom swoje grzechy – przecież o nich nie mówię - co staję przed nimi jako grzesznik. Czyli jako ten, który jest niedoskonały, jako ten, który błądzi, jako ten, który czasem kieruje się złym przyzwyczajeniem, lenistwem albo i złą wolą. Nie jestem lepszy od innych. Chociaż chciałbym stawiać siebie za wzór, a innych wytykać palcami, nie mam ku temu podstaw. Jestem grzesznikiem pośród grzeszników. Może trochę lepszym, może trochę gorszym, ale grzesznikiem. Nawet gdy wychodzę z Kościoła i i zajmuję się swoimi codziennymi sprawami – na przykład siadam przed komputerem, aby napisać kolejny tekst piętnujący takie czy inne zjawisko – nie powinienem o tym zapominać. Bo ja też bardzo grzeszę. Myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Przypomnienie dość istotne. Zło zaczyna się od głowy. To w niej rodzą się złe myśli, pochopne sądy i wszelkie knucie. Złe myśli ujawnia język. Często nie trzeba specjalnie przyglądać się człowiekowi, wystarczy posłuchać, co mówi. Zło serca wcześniej czy później pojawia się też na języku. A potem jest czyn. Ale często i to, o czym się zapomina i co się lekceważy: prowadzące do zła zaniedbanie. Jeśli pamiętam o tym ostatnim wymiarze grzechu, nigdy nie powinienem zasypiać z przeświadczeniem o własnej doskonałości. Przecież zawsze można było zrobić więcej. Nawet jeśli byłyby to tylko drobiazgi, jak ofiarowany komuś uśmiech czy dobre słowo. Dlatego powtarzam ze wszystkimi: „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”. Świat chciałby, żeby ludzie wyzbyli się poczucia winy. Żeby wszystko umieli sobie wytłumaczyć ciężkim dzieciństwem, życiem w stresie albo koniecznością realizacji potrzeb. Niektórzy pobożni na wzór faryzeuszy będą się tłumaczyli koniecznością walki o jakieś sprawy. Ale początkiem wyjścia z grzechu jest zawsze przyznanie się: moja wina. Nie rodziców, nie współpracowników, nie moich wrogów. Moja wina. To, co najpiękniejsze w tym Akcie Pokuty jest jednak dalej: „Przeto błagam Maryję, zawsze Dziewicę, wszystkich Aniołów i Świętych i was bracia i siostry o modlitwę za mnie do Pana Boga naszego”. Nie jestem na tym świecie sam. Mam przyjaciół tu, na ziemi, ale i życzliwych mi ludzi w wieczności. Nawet część świata duchowego jest po mojej stronie. Jeśli proszę o wstawiennictwo wszystkich świętych, wszystkich aniołów i wszystkich uczniów Chrystusa, to może któryś szepnie za mną słowo? A swoją drogą ciekawe, ile razy sam modliłem się za tych, którzy w akcie pokutnym prosili mnie o modlitwę. Po słowach kapłana, w których życzy wszystkim Bożego zmiłowania, które ma nas zaprowadzić do życia wiecznego, jeszcze raz powtarzamy starożytnym obyczajem: Kyrie eleison. Panie zmiłuj się. Na początku każdej Eucharystii staję ę przed Bogiem, ale i całym światem jako grzesznik. I wszystkich proszę o modlitwę za mnie do Boga. To uczy pokory. Tu poznaję swoje miejsce w świecie. Jeśli chciałbyś dom swojej pobożności budować bez regularnego przyjmowania sakramentu pokuty, to uważaj: w najlepszym razie wyjdzie z tego socrealistyczne straszydło, w którym nic z niczym nie będzie współgrać. Henryk Przondziono/GN Moja wina, moja bardzo wielka wina... To nie mogą być tylko puste słowa. „Ach, jacy niedobrzy są ci wierzący. Chodzą do kościoła, uczestniczą we Mszy, ale...” I tu następuje wyliczanka ich grzechów. Potem konieczny jest jeszcze wyjaśniając dodatek: „Ja do kościoła nie chodzę, ale...”. Tu z kolei następuje zachwyt nad własną prawością. To szablon. Tak tłumaczy się wielu, którzy do kościoła mają wyraźnie pod górkę. Można próbować przekonywać, że ich ocena tych chodzących do kościoła jest zbyt surowa. Problem jednak leży w czym innym. Ci niechodzący i chwalący się swoją bezgrzesznością niekoniecznie są tak prawi. Być może tylko swoich grzechów nie widzą. Sakrament pokuty jest bezwzględnie konieczny dla kogoś, kto popadł w grzechy ciężkie. Ale i ci, którzy popełnili tylko grzechy lekkie powinni się spowiadać. Wedle prawa – przynajmniej raz w roku. Zazwyczaj jednak zachęca się, by robić to raz w miesiącu. Po co? Ano właśnie między innymi po to, żeby swoje grzechy zobaczyć. Bardzo pomaga w tym zresztą praktyka codziennego rachunku sumienia. Pozwala zobaczyć sprawy drobne. Czasem jednak, po bardziej dogłębnym zastanowieniu się, ów drobiazg zaczyna jawić się niczym drobna dziurka przy podminowującej próchnicy zęba: z wierzchu prawie nie widać, gdy trochę rozwiercić, zieje ogromna dziura. Tak i coś, co wydawało się drobiazgiem, może okazać się problemem wymagający poważnego przewartościowania swojej postawy. Grzeszyć można myślą, mową uczynkiem i zaniedbaniem. Zwłaszcza to ostatnie łatwo przeoczyć. Przecież nic nie robię – tłumaczy się ktoś oburzony przed samym sobą. No właśnie.. Dlatego tak ważne jest, by to swoje postępowanie codziennie poddawać spokojnej, uczciwej refleksji; by nie szukać wytłumaczenia dla czynów, wobec których sumienie zdaje się coś wyrzucać, ale w pokorze zastanowić się, jak w mojej sytuacji postąpiłby Chrystus. Taki codzienny rachunek sumienia jest nie po to, by mieć powód do biczowania się. Raczej po to, by poznać prawdę o sobie i by móc ją uczciwie przedstawić Bogu. To nie jest tak, że są w nas obszary, w które lepiej Boga nie wpuszczać, udawać że nie istnieją, bo Bóg natychmiast razi nas gromem. Wedle znawców duchowości dopiero gdy człowiek wpuszcza Boga tam, gdzie wcześniej wolał, żeby nie wchodził, Ten może zacząć człowieka uzdrawiać. Regularna spowiedź jest w takim wypadku owym szczególnym wyznaniem Bogu miłości z prośbą o uleczenie tego, co jeszcze nie jest na miarę prawdziwego chrześcijanina. Prócz zanurzenia w Bożą miłość jest jednak jeszcze co najmniej jeden ważny powód, dla którego warto swoje grzechy, po uczciwym zrobieniu rachunku sumienia i spełnieniu innych warunków dobrej spowiedzi, powierzyć Bogu przez drugiego człowieka. Spowiednik pomaga obiektywnie spojrzeć na popełniane przeze mnie zło. Nie tylko musi skarcić tych, którzy zaczynają to zło lekceważyć, łatwo znajdują dla niego wytłumaczenie czy przestają starać się o przemianę życia. Nieraz załamanego własną grzesznością stawia na nogi prze słowa pociechy. A czasem musi nawet wyolbrzymiony rozmiar winy sprowadzić do właściwych proporcji. Nikt nie jest dobrym sędzia we własnej sprawie. Jeśli chcesz duchowo wzrastać nie bój się korzystać z sakramentu, w którym Bóg leczy Twoją grzeszność prze posługę Kościoła... O spowiedzi Wszystko o pokucie i pojednaniu

modlitwa spowiadam się bogu wszechmogącemu